środa, 8 lipca 2009

Pierwsze, co zrobiłam, gdy weszłam do pokoju, to włączyłam kOMpa i bloga, bo, cholera, sama zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że tu nie piszę. Ale musicie mi uwierzyć - zupełnie nie miałam kiedy zrobić tego wcześniej!

Właśnie wróciłam z Óbidos. Pojechaliśmy we czwórkę: ja, Rita, jej chłopak i Mario. Mimo, że byłam tam we wrześniu, zobaczyłam teraz nowe miejsca i wypiłam cztery razy więcej Ginjii (na zdjęciu) niż wtedy. ;-) Pogoda była idealna na spacerowanie i granie w pokera na tarasiku widokowym (tak w ogóle to grałam w pokera po raz pierwszy w życiu i ja i Rita wygrałyśmy, co oznacza, że zaoszczędziłam kilka eurosz, bo ten, kto przegrał, stawiał reszcie Ginję :P).



A co jeszcze działo się przez te trzy dni? Przede wszystkim zaczęłam kurs portugalskiego. Właściwie do poniedziałku i godziny 8:55 nie byłam pewna, czy ten kurs w ogóle istnieje, bo nie dostałam żadnej informacji odnośnie miejsca i godziny zajęć, ale okazało się, że wszystko jest w porządku i moje obawy o to, że może nie być chętnych, okazały się co najmniej śmieszne po tym, jak zobaczyłam tłum ludzi na korytarzu Universidade de Lisboa. Utworzono mnóstwo grup na różnym poziomie zaawansowania.

Uczy nas Portugalczyk David, a w grupie mam pięć Chinek (tych to wszędzie pełno!), jedną Angielkę, dwie Hiszpanki, jedną Hinduskę, chłopaków z Kairu i z Timoru Wschodniego i jedną Niemko-Francuzkę (która ma chyba z 65 lat co najmniej). Więc taki kompletny misz-masz. Trzeba przyznać, że różnice kulturowe widać na każdym kroku. Przykładowo jedna z Chinek zapytana, co by chciała robić w przyszłości, kim chciałaby być, odpowiedziała, że, i tu cytat: "społeczeństwo wybierze za mnie". A dzisiaj inna siedziała w masce na twarzy, powiedziała, że to dlatego, że ma w ciele ogień. Do teraz nikt oprócz reszty Chinek nie wie, o co jej chodziło. Może Dosia wie? ;-)



Jest całkiem miło, całkiem śmiesznie, gość ma fajny akcent i jak na razie jest spoko. Mam wprawdzie wrażenie, że robimy wszystko powoli, ale codziennie uczę się nowych rzeczy, więc chyba o to chodzi. Na dzień dobry napisaliśmy test, który wszystkim poszedł co najmniej nienajlepiej i po którym gość zaproponował kilku osobom przeniesienie na niższy poziom (nie mnie na szczęście!). Ja napisałam na 122/200. Gdyby mi się chciało ruszyć tyłek i poprzypominać sobie te skomplikowane struktury gramatyczne, to byłoby ze 160, no ale trudno.

Dobra, resztę opowiem później, bo teraz idę grzecznie zrobić zadanie domowe. W końcu przyjechałam tu na kurs!

4 komentarze:

  1. niby na kurs...
    ale o blogu pamiętaj, bo ja chetnie czytam :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też czytam i czekam na więcej fot.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też czytam i czekam na więcej :]

    OdpowiedzUsuń