sobota, 11 lipca 2009

Oto mój śniadanio-obiad. Daję tu to zdjęcie specjalnie dla mamy, żeby nie musiała się obawiać, że umrę tu z głodu. ;-)



Posprzątałam dziś kuchnię, bo była moja kolej. Ktoś mnie wpisał na listę, więc nie mogłam się wywinąć. Chociaż mam wrażenie, że i tak nie zauważą różnicy, bo czystość kuchni mają głęboko gdzieś. ;-) Trzeba się przyzwyczaić do życia z obcymi ludźmi. Ja na przykład nie lubię patrzeć na zlew przed dwa dni zawalony naczyniami, dlatego myję po sobie od razu. A reszta wręcz przeciwnie. W ogóle mam wrażenie, że ta para z Galicji codziennie zamawia pizzę na obiad, a Niemiec je chyba poza domem, bo nigdy nie widziałam go w kuchni. No ale jak zarabia w eurosz, to go stać. ;-) W ogóle tak naprawdę dość rzadko się widujemy, każdy ma tu swoje sprawy, każdy wstaje i idzie spać o innej porze, itp. Dopiero wczoraj jakoś wyszło, że wszyscy chcieli jeść naraz i trzeba było ustawić się w kolejce do pieca. ;-) Niby moglibyśmy gotować coś dla wszystkich, ale mi się nie chce bawić w takie układy, bo pewnego dnia przyjdzie kolej na moje gotowanie, a ja wolę gotować jak mi się chce, a nie wtedy, kiedy się zobowiązałam. No i poza tym nie mam ochoty na pizzę od tych Hiszpanów. ;-)

Dzisiaj o 3:37 nad ranem usłyszałam dzwonek do drzwi (albo domofon?). Za trzecim razem zaczęło mi trochę serce walić, za czwartym zaczęłam się zastanawiać, czy dom się nie pali, a za piątym postanowiłam wstać i dowiedzieć się, co jest grane, chociaż średnio mi się podobał ten pomysł, bo chyba nikogo, oprócz mnie, w mieszkaniu nie było. Podeszłam do słuchawki od domofonu i niepewnym głosem zapytałam "Quem está?". Głos zza drzwi obok powiedział: "Charlene!". Zdziwiłam się trochę, bo myślałam, że wyjechała dzień wcześniej, ale w takim razie musiała to być jej kuzynka, która spała tu przez kilka dni. Otworzyłam drzwi i ta zaczęła mnie przepraszać, że nie chciała mnie obudzić, ale zapomniała klucza (jak można zapomnieć klucza? W takim razie chyba też zapomniała zamknąć swój pokój...). A ja, zaspana, w koszulce nocnej, z porozwalaną fryzurą zaczęłam do niej mówić po portugalsku i się zorientowałam, że nigdy z nią nie rozmawiałam po portugalsku, dlatego dla pewności, o 3:38, zapytałam, czy mówi w tym języku. LOL. Okazało się, że tak, więc kontynuowałam, że nie wiedziałam, co zrobić, dlatego nie otwarłam i że nic się nie stało, że mnie obudziła itp. Ale miałam chwilkę grozy, trzeba przyznać. ;-)

2 komentarze:

  1. To może jeszcze przepis? Musimy sprawdzić czy jadalne, czy zrobione dla picu, żeby Mamę uspokoić ;)
    JA to nie mogę wytrzymać 2 minut jak mam wiecej niż 3 kubki w zlewie a co dopiero 2 dni :eyes:

    OdpowiedzUsuń
  2. Dorcia: cóż, uroki mieszkania z obcymi ludźmi I guess. ;-) Można się przyzwyczaić.

    Przepis? Nie ma problemu. :>

    OdpowiedzUsuń