czwartek, 13 sierpnia 2009

Lizbona, Marquês de Pombal, godz. 16:30. Temperatura: 37°C. Przystojni biznesmeni ściągają marynarki drogich garniturów, dwóch mężczyzn chowa się w cieniu palmy z butelkami chłodnej wody niegazowanej. Siadam z książką w cieniu w parku Eduardo VII, ale nie wytrzymuję długo i uciekam do metra. Po drodze spotykam kobietę z kilkuletnią dziewczynką, która pyta mnie, mnie, jak tu się przechodzi na drugą stronę ulicy (to trochę skomplikowane zważywszy na fakt, że mamy tu do czynienia z pięciopasmowym rondem). Rozmawiamy chwilę, chwali mój portugalski i mówi, że praktycznie nie słychać obcego akcentu. Zadowolona podążam w kierunku niebieskiej linii, siadam szczęśliwa w klimatyzowanym wagonie i zastanawiam się, jak przeżyję drogę ze stacji do Pingo Doce. Przy sklepie jak zwykle siedzi ten sam żebrak z kulą, który już nawet bez słowa wyciąga rękę do przechodniów, czasem wręcz nie odrywa wzroku od gazety, którą czyta. W portugalskiej Biedronie kupuję tonę świeżych owoców i lody kokosowe. Wracam do domu, po drodze zatrzymując się przy bankomacie, którego przyciski są tak gorące, że aż parzą. Siadam przy kOMpie i zaczynam jeść półroztopione lody. Stwierdzam, że do pełni szczęścia brakuje mi jedynie basenu pod palmami. ;-)

3 komentarze:

  1. Sosnowiec, centrum, godz. 16:35. Kolejny tramwaj zatrzymuje się pod oknem i rozpierdzielającym dźwiękiem zamykania drzwi przypomina mi jaki jest ważny i potrzebny właśnie w tym miejscu.
    Pogoda taka sobie, niby cieło, ale wieje i równie dobrze może deszcz spaść.
    Miałem jechać do ZUS-u, ale wyjadę na 10 min. i gdzie ja potem zaparkuję? 200m od domu? To może lepiej pod ZUS-em zostawić (jak będzie miejsce!) ;). Na rowerze mogłem jechać (po to go wziąłem na firmę :P), ale deszcz moze spaść i nie wrócę suchy. W sumie to i tak już zamykają to lepiej jak jutro pojadę.

    OdpowiedzUsuń
  2. no hahahahahahahah :D

    OdpowiedzUsuń