środa, 19 sierpnia 2009

Przez ostatnie dni wiele się nie działo, bo jestem chorička (ale przynajmniej nauczyłam się jak jest po portugalsku "angina" i "leki przeciwbólowe"). Dziś czułam się już znacznie lepiej i udało mi się wyjść na lunch z Bruno i jego znajomymi z pracy. Podoba mi się ten pomysł wspólnego almoçar w trakcie przerwy - mężczyźni zostawiają swoje marynarki na biurowych krzesłach i grupami wychodzą do pobliskich restauracji na carne de porco à portuguesa albo jeden z tysiąca rodzajów bacalhau. Fajna to sprawa, bo w końcu nie tylko integrują się z kolegami z pracy, ale też przewietrzą się trochę i jedzą porządny, ciepły posiłek w miłej atmosferze. Dzisiaj więc miałam okazję im towarzyszyć i spróbować sławnej portugalskiej zupy Caldo Verde - niby prosta, ale bardzo smaczna! (Tak, wiem, znowu piszę o żarciu!).



Później poszłam sobie do parku Gulbenkian, bo już się stęskniłam za tym miejscem. Nie ma to jak walnąć się na trawę w cieniu
i nic nie robić... Albo zastanawiać się co by się zrobiło z 74 milionami Euro (tyle tu teraz można wygrać w czymś w rodzaju Lotto).

Obecnie czytam książkę Nicka Hornby'ego
"How To Be Good" w wersji portugalskiej ("Como Ser Bom"). To chyba trochę dziwne czytać książki w innym języku niż oryginalny (szczególnie, gdy zna się ten oryginalny i można przeczytać w oryginale)? Mimo, że chcę zostać tłumaczką, tłumaczom nie ufam - przekład to przekład i zawsze lepiej jest przeczytać oryginał. Moje opowiadania, na przykład, nigdy nie będą brzmieć dla mnie wystarczająco dobrze w obcym języku, chyba, że w obcym je oryginalnie napiszę. No cóż, w każdym razie - fajnie, że mogę już czytać książki po portugalsku. :-)



Doszłam tu do wniosku, że metro jest jeszcze gorsze niż autobusy. W Polsce, w autobusach wszyscy uciekają od siebie jak najdalej, zakładają słuchawki, otwierają książki i gazety i patrzą za okno. A tu? Tu nie mogą patrzeć za okno, bo tam nic nie ma! A trochę głupio wpatrywać się w ciemność, nie? Więc patrzą w podłogę. Albo na piękne Polki.


;-)))

4 komentarze:

  1. ja własnie zakładam zawsze słuchawki - bo mnie guzik obchodzi co się wydarzyło u jakiejś pani Zosi...a jak jest cisza to czytam (Toskanię wszędzie noszę :D)

    a na róż rowerku to ostatnio ciągle słucham i wymiękam (znaczy pędzę co tchu) przy Air France, Amy MacDonald i Boat Club

    mi z kolei zarzucają, ze nadmiernie skupiam się przy fotografowaniu jedzenia...

    chcę tak czytać po włosku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też zakładam zwykle. :-) Lubię słuchać muzyki w autobusie/pociągu/samochodzie. A prowadząc to już w ogóle kocham słuchać muzyki...

    Fajnie Ci :-))

    Życzę Ci, byś czytała po włosku :*

    OdpowiedzUsuń
  3. dzięki :) mam już umówione lekcje z nativem :D bo nie wiem czy wiesz Aniu...ale planuję przez rok się go uczyc i na lipiec pojechać do Toskani i zwiedzić ją wzdłuż i wszerz!
    a co, mogę...
    a co, uda mi się ;)

    OdpowiedzUsuń