piątek, 7 sierpnia 2009

Wracam do poprzedniego wpisu, by zorientować się, na którym dniu stanęłam. Wtorek. OK. No to jedziemy dalej!



Wieczorem poszłam z Bruno do "Lusitano Clube" w Alfamie na koncert "Roda de Choro", zespołu portugalskiego, który gra głównie muzykę brazylijską i portugalską pomieszaną z wieloma różnymi rytmami, co ostatecznie daje bardzo fajny efekt! Zaskoczyło mnie to, że właściwie nie był to zwykły spektakl, bo odkąd panowie zaczęli grać, na parkiecie pojawiło się mnóstwo ludzi i nie zeszli aż do końca. Zespół grał, a ludzie tańczyli. Genialna sprawa, świetny klimat. Przypadkiem spotkaliśmy też znajomych z couchsurfingu, a jeden z nich okazał się być niezłym tancerzem, więc potańcowałam sobie nieźle do tych brazylijskich rytmów! :-)



W środę Gonçalo zabrał mnie do parku w Belém, Parque dos Moinhos de Santana, śmiesznego parku, bo położonego na wzgórzu, z którego zresztą jest świetny widok na dzielnicę i na rzekę. I gdzie, ni stąd ni zowąd, stoją dwa wielkie wiatraki. :-) Jest tam całkiem przyjemnie, rosną sobie palemki, duże drzewa, jest mały stawik, fontanna i kafejka. Tramwajów też nie brakuje:



A potem znowu poszliśmy na Pasteis de Belém (podobno tylko trzy osoby znają ten ściśle tajny przepis na prawdopodobnie najlepsze ciastka świata ;-)) i bez ogródek poprosiłam o trzy. W końcu wiedziałam czego mogę się spodziewać. Podobno mało kto jest w stanie zjeść mniej niż trzy w trakcie jednej wizyty... (wkleiłabym tu zdjęcie, ale nie mogę, bo za każdym razem gdy będę przeglądała tego bloga, zacznie mi ciec ślinka, a do tego nie mogę dopuścić, szczególnie po powrocie).



Dzień dzisiejszy i ubiegła środa zostały spędzone (cóż za konstrukcja zdaniowa) na plaży, Praia da Sereia naturalnie. Generalnie nie ma co opowiadać z takich dni, bo wszystko sprowadza się do leżenia, siedzenia, leżenia, leżenia, spaceru brzegiem morza, leżenia, siedzenia, leżenia i leżenia. Wprawdzie w sierpniu na plażach nawet w tygodniu jest dość sporo ludzi (znacznie więcej niż w lipcu), ale i tak nic nie jest w stanie powstrzymać mnie od cieszenia się tym widokiem. Brak mi słów by określić jak absolutnie genialny jest ocean...



A jutro... a jutro wyruszam 375 km na północ, do Bragi. :-)

2 komentarze: