Portugalskie słówko dnia: peru.
To, jak wiemy, nazwa kraju w Ameryce Południowej. A w Portugalii to to samo, co "indyk."
Teraz spróbujmy sobie wyobrazić rozmowę dwóch znajomych:
- Gdzie byłeś na wakacjach?
- W indyku.
- - - - -
Przespałam w nocy 10 godzin i byłam gotowa na podbój Lizbony. Idealna pogoda, nie za gorąco, z lekkim wiaterkiem, pozwoliła nam na miłe spacerki tu i tam. Na przykład w Parque Eduardo VII i w Campo Grande:
Przy okazji zobaczyłyśmy miasteczko uniwersyteckie i między innymi wydział filologiczny, w którym za kilka dni zacznę kurs! :-)
Później wróciłyśmy do Baixa, gdzie wjechałysmy na Elevador da Santa Justa - niestety, jak się okazało, najwyższy punkt widokowy (nie lubię tego słowa, kojarzy mi się z tłumami brytyjskich turystów) z barem został zamknięty jakieś sześć miesięcy temu przez władze miasta z powodu braku odpowiednich zabezpieczeń (dobrze, że udało mi się tam wejść we wrześniu, bo warto!). Ale i tak widoczek na piękną Lizbonę był całkiem całkiem.
Na zakończenie tego jakże miłego dnia, zjadłyśmy całkiem niezły obiad, ze świetnym, białym winem i w towarzystwie miłego kelnera, z którym miałam okazję poćwiczyć mój portugalski. Fajnie jest zaskoczyć ludzi znajomością ich języka. Genialne uczucie!
Dopiero dzisiaj tak naprawdę zdałam sobie sprawę, że ja tu naprawdę jestem. Śmieję się z siebie czasem, co ja wymyśliłam! i jednocześnie rozpiera mnie duma, że mi się udało. To niesamowite, że spędzę tu aż dwa miesiące. :-)
Dodałam dziś na półkę w kuchni piąty olej. Poznałam też kolejnego współlokatora - Włoch, Miguel, który nieźle mówi po portugalsku, wytłumaczył mi dziś jak dojechać na plażę, na którą wybieram się z mamą jutro. :-)
To, jak wiemy, nazwa kraju w Ameryce Południowej. A w Portugalii to to samo, co "indyk."
Teraz spróbujmy sobie wyobrazić rozmowę dwóch znajomych:
- Gdzie byłeś na wakacjach?
- W indyku.
- - - - -
Przespałam w nocy 10 godzin i byłam gotowa na podbój Lizbony. Idealna pogoda, nie za gorąco, z lekkim wiaterkiem, pozwoliła nam na miłe spacerki tu i tam. Na przykład w Parque Eduardo VII i w Campo Grande:
Przy okazji zobaczyłyśmy miasteczko uniwersyteckie i między innymi wydział filologiczny, w którym za kilka dni zacznę kurs! :-)
Później wróciłyśmy do Baixa, gdzie wjechałysmy na Elevador da Santa Justa - niestety, jak się okazało, najwyższy punkt widokowy (nie lubię tego słowa, kojarzy mi się z tłumami brytyjskich turystów) z barem został zamknięty jakieś sześć miesięcy temu przez władze miasta z powodu braku odpowiednich zabezpieczeń (dobrze, że udało mi się tam wejść we wrześniu, bo warto!). Ale i tak widoczek na piękną Lizbonę był całkiem całkiem.
Na zakończenie tego jakże miłego dnia, zjadłyśmy całkiem niezły obiad, ze świetnym, białym winem i w towarzystwie miłego kelnera, z którym miałam okazję poćwiczyć mój portugalski. Fajnie jest zaskoczyć ludzi znajomością ich języka. Genialne uczucie!
Dopiero dzisiaj tak naprawdę zdałam sobie sprawę, że ja tu naprawdę jestem. Śmieję się z siebie czasem, co ja wymyśliłam! i jednocześnie rozpiera mnie duma, że mi się udało. To niesamowite, że spędzę tu aż dwa miesiące. :-)
Dodałam dziś na półkę w kuchni piąty olej. Poznałam też kolejnego współlokatora - Włoch, Miguel, który nieźle mówi po portugalsku, wytłumaczył mi dziś jak dojechać na plażę, na którą wybieram się z mamą jutro. :-)
Prawie jak
OdpowiedzUsuń"-Gdzie byłeś na wakacjach?
-Na Krecie" :p
Dodam tylko, byś mogła poczuć się już zupełnie shadenfreundastycznie, że u nas jest non-stop duszno albo pada. Więc siedź tam i nie wracaj, aż pogoda się nie zmieni, dobrze radzę :p
Gacek
Hahaha, faktycznie, kurczę, z tym Kretem. :-))
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńWrzuć gdzieś więcej fot.